Wielka Legacja Wojciecha Mias(t)kowskiego 7 – 29 aprilis

Tak oto w kwietniu nasz jegomość poseł dotarł do Konstantynopola. Zapraszam do lektury ciągu dalszego zapisków podróży oraz do obejrzenia mej wypowiedzi nagranej w tematyce osmańskiej.

7 aprilis – sobota

Mróz jeszcze lepszy. Nocleg za dwie mili w miasteczku Prowadyjej. Tamże i nazajutrz Dzień Wielkanocny strawiłem dla nabożeństwa przystojnie w kapellach odprawionego, bo Halil pasza w przeszłym roku kościołek bernardynom rozrzucić kazał, dla tego że Raguzanie katolicy sta tysięcy aspr upominku nie oddali.

9 aprilis – poniedziałek

Wyprawiwszy Romaszkiewicza z Świątkowskim do Konstantynopola dla gospod i inszego czausa i listy tamże przez niego na wiedeńską i wenecką posztę dawszy, wyjachałem z Prowadyjej. Przebywszy dwie góry wielkie, stanąłem we wsi Zawykoi u Turczyna ochotnego.

10 aprilis – wtorek

Przyszedszy do wsi i rzeki Cięgi, po wysluchaniu mszej świętej w polu wsiedliśmy na konie, a wozy moje wszytkie ciężkie bawoły najemne ciągnęły na wysokie i przykre kamieniste góry, zwane Bałchany, z których Czarne Morze widać było. Szedłem potym lasem wielkiem, Deliurman zwanym, i wertebami przykremi aż do zachodu słońca. Nocleg niewczesny barzo w pustej wsi, Nader zwanej, nader też głodnej. Sześć mil wprawdzie tureckich liczą, ale stanęły za kilkanaście polskich. Kiedym szedł przez Cięgę, dziewki duże bułgarskie, strojne i gładkie, na karocę moję, w którejem siedział, pszenicę i proso z winszowaniem fortunnej drogi sypały; tom czynili i sielanie tameczni chrześcijanie.

11 aprilis – środa

Po mszy świętej chłodnym dniem na noc do miasteczka Hajdos, gdzie kłótnie z kadem i z czausem o zmyślone na noclegu szkody zażyłem. Tamże trwoga od Kozaków z morza była.

12 aprilis – czwartek

Skoro świt wyjachawszy, szedłem do wieczora niemal. Lasami i chrustami ostremi przez rzeczki kamieniste i mosty kamienne. Stanąłem obozem nad rzeką Derwenną, pod wsią Karaburanem, z której chrześcijanie tameczni Bułgarowie zaszli mi drogę prosząc na nocleg do wsi. Alem zabiegając potwarzom czausowym nie pozwoleł na to. Hasło wieczorem wytrąbić i strzelbę wszytką wypuścić rozkazałem.

13 aprilis – piątek

Po mszy świętej w polu wyprawiwszy znowu do Konstantynopola Sutorskiego, sługę mego i z Kuryłem, Ormianinem kamienieckim, do wezyra, szedłem sam w górę wysoką lasami. Nocleg za trzy mile w polu nad wsią Fakier, gdzie Ormianin lwowski z kałaraszem multańskim przypadli do mnie, dając znać o panu Rożniatowskim, słudze jm. pana krakowskiego, że jedzie za mną z listami od K. J. Mci i z instrukcyją do nowego cesarza, z której nowiny byłem wesół ze wszytką kompaniją.

14 aprilis – sobota

Mglistem dniem, w drodze złej i górach skalistych dogonił mię pan Rożniatowski i oddał mi wszytko, co miał od K. J. Mci, pana krakowskiego, księdza kanclerza i ze Lwowa od domowych moich, czego dusza moja tak długo pragnęła. Radem był tej rezolucyjej i nauce od K. J. Mci przysłanej, ale nie mniej i temu, że mi kontynuacyją drogi pochwalić raczył. Nocleg przy wsi Kowanłyku nad rzeką bystrą i kamienistą, którą przebyliśmy tego dnia 25 razów między skałami. W nocy odprawiłem listy do Polski przez kałarasza multańskiego.

15 aprilis – niedziela

W Niedzielę Przewodną po mszy świętej górami wysokiemi, skalistemi szliśmy pięć mil dziesięć godzin do Kierliszyjej, niemałego miasta. Stanąłem obozem nad samym miastem. Obiad aż w nocy, drwa i woda kupna, nie tylko żywność wszytka. Karwasery Turcy zastąpili. Kady skrył się i przewodnika nie dał. Czausz niecnota przyczyną.

16 aprilis – poniedziałek

Przeszedłszy kilka rzek i wsi mil cztery, stanąłem obozem nad pięknym miasteczkiem Burgazem, gdzie i karwasery, i meczet kosztowny z kopułami, oboje ołowem nakrytemi, i ganki, fontany we środku i przez wszytko miasto. Meczet wszytek usłany dywańskiemi kobiercami. Lamp z kilkaset. Bruki w mieście i w polu. Zajączkowski Poturnak załował barzo, żeśmy wszytkie w pień wysiekli Kozaki, bo tak niektórzy Turcy wierzyli.

17 aprilis – wtorek

Mil pięć uszedszy wielkim wiatrem i dwanaście mostów sklepistych na framugach z ciosanego kamienia przeszedszy odkryłem, równem polem, stanąłem w mieście Czołninba w polu; wody i miejsca dobrego obozowi nie było. Karwaser dostatni pod ołowem na samym cmyntarzu meczetowym kosztownie murowanym. Fontan, bocianów, synagorlic wszędzie przy meczetach pełno.

18 aprilis – środa

Przyszedłem nad samo Białe Morze dwie mili polem, a drugie dwie mili samym brzegiem morza do Sylibryjej, murem starym otoczonego miasta, i ruin zamkowych. Nocleg w karwaserze przy meczecie. Okręty pod miastem. Ryb morskich niemało.

19 aprilis – czwartek

W Bujuk-Ciekmedzy trzy mile od Sylibrejej, gdzie mi już inszy czausz Osman z Konstantynopola zajachał drogę z rozkazania wezerowego i traktował dobrze. Tenże i przystawem moim był w Konstantynopolu i wiernie, życzliwie wygadzał skontentowan ode mnie, płakał potym odjazdu mego.

20 aprilis – piątek

W Kucuk-Ciekmedzy, dwie mili od Konstantynopola, w rozkosznym pałacu, przy wysokich cyprysach, fontanach, nad morzem nocleg. Pan Starkowiecki zajachał mi drogę.

21 aprilis – sobota

W sobotę po rannym obiedzie ruszyłem się do Konstantynopola. W mili od Adryjanopolskiej Bramy w polu czekali mię czausz pasza i buluk pasza w kilkadziesiąt koni czausów i spahijów strojnych. Po przywitaniu wzięli mię między siebie, ten prawą, a ten lewą ręką jadąc. Alterkacyja zatym nastąpiła z kawalkatą moją, którą oni wyprzeć na czoło chcieli, żeby czauszowie immediate szli byli przede mną, na com ja nie pozwoleł. Stanęło na tym, że kompanija moja przede mną samym, a słudzy z czauszami zmieszali się i spahijami. Gonitwy potym w drodze były. Pisali się pięknemi końmi i dżyrydami tak, że niejeden z nich na ziemi leżał. Nic w tym jednak wstydu nie mieli. Rezydenta cesarza jmci chrześcijańskiego [Rudolf Schmid, rezydent cesarza Ferdynanda III] dragaman z starszym sługą w mili także przywitali mię w polu imieniem pana swego. Zbliżywszy się tandem do murów miasta samego, które są troiste, z wałami i z czwartym podmurowanym, minęliśmy (in conspectu Jedykułę zamek znacznemi więźniami sławny, po prawej ręce puściwszy) ośmdziesiąt baszt troistych, wyższych od miasta oprócz mniejszych z pola i bram dwie. Wjachaliśmy intra effusum populum przy drodze, którzy adventum faustum precabantur, osobliwie katolicy, chrześcijanie, zakonnicy, Adrianopolską sławną wielką Bramą. W ulicach różnych nacyi ludzie z obudwu stron czekali chcąc widzieć pierwszego ex tota christianitate do nowego pana ottomańskiego posła. Przywiedli nas potym paszowie z asystencyją swoją w dwór sam naznaczony. Ani zsiedli paszowie z koni, aż mię na wschodach ujrzeli. O dwudziestej godzinie skończyły się te ceremonije. Drugie potym sypały się z mieszka i z szkatuły talery z bławatami, bo czauszom, szpahijom, janczarom, to muzykom cesarskim. W godzinie nastąpiły salutacyje posłów angielskiego i weneckiego przez agentów i sekretarzów ich. Tegoż dnia oddałem wizytę cesarskiemu rezydentowi przez panów Manieckiego i Żywieckiego.

22 aprilis – niedziela

Niedziela. Po mszy świętej rekuperowałem przez Romaszkiewica w kanaje wołoskiej w Bochdan Szaraju listy odpieczętowane od jm. pana krakowskiego 5 martii w Winnicy do mnie pisane, które Lupul hospodar zatrzymał dotąd w Jassiech, ani w drodze oddawać kazał, aby mię do kosztu dla leniwej drogi i do żalu więtszego przywiódł, żem tak długo responsu i rezolucyjej żadnej nie miał i nic z Polski nie wiedział. Posłałem rano do wezyra wielkiego pana Kossakowskiego z panem Ponętowskim witając go a prosząc o prędką audyjencyją. Wdzięcznie przyjął i wymawiał się, że nie uprzedzieł. O czasie audiencyjej pierwszej przez swego oznajmić obiecał. Na Galatę zaś posłałem pana Miastkowskiego z panem Żywieckim oddać wizyty angielskiemu i weneckiemu posłom. Tegoż dnia drugie listy od jm. pana krakowskiego oddał mi Andronik, mieszczanin brodzki. Osman czaus, przystaw mój, przyniósł mi z skarbu od tefterdara na tydzień piniędzy na kuchnią i stajną po dwa tysiąca aspr rachując na dzień, co uczyni około 20 talerów. Nie kazałem brać dla większego rozchodu i drogości wielkiej, bo kilkaset złotych wychodziło na dzień.

23 aprilis – poniedziałek

W dzień wesoły św. Wojciecha patrona mego, po mszy świętej i nabożeństwie ranym wyjachałem na Czarne Morze na jednej czajce z panem Rudolphem Schitem, rezydentem cesarza jmci chrześcijańskiego, z czausem i z janczarami, którzy mi przydani dla posługi i straży byli, z pozwoleniem wezyra wielkiego, patrzyć incognito na galery, czołny i armatę wychodzącą Czarnym Morzem dla rekuperacyjej miasta i zamku Ozowa, który niedawno przed lat czterma Moskwa wzięła Turkom. Ta classis takiem porządkiem wychodzieła. Stanąwszy rano z świtem, 30 galer i 30 czołnów, Kozakom wziętych, i coś więcej z dwiema galijonami (maunami Turcy zowią), które jeden Greczyn, poturczony więzień, nie mogąc się z okupu doprosić zrobił, między Sztambułem a Galatą przeciwko Meczetowi Solimanowemu na morzu, osadzone dobrze wszytkie janczarami, lewentami, działmi i ręczną strzelbą, ozdobione chorągwiami świetnemi, kosztowną robotą, wielkimi o dwu ogonach dłuższymi na 20 łokci, a było po sześciu chorągwi na galijonach i galerach niektórych. Brzmiała wszędzie muzyka wojenna, trąby, bębny i fujary tureckie. Słychać było i surmaczów naszych więźniów i poturmaków z galer. O dziewiątej godzinie na półzegarzu cesarz sam zszedł z szaraju na dół, na sam brzeg morza. Tamże do niego przystępowały porządkiem galery przedniejsze i galijony. A naprzód z swoją Deli Huszain pasza, kapitan i hetman tej ekspedycyjej morskiej. Żegnał cesarza i kaftan wziął. Potym i drudzy. Uderzono zatym ze wszystkich dział i ze wszytkiej ręcznej strzelby. Uszykowane potem porządnie szeregiem odstąpiwszy od brzegu na dwoje strzelenia z łuku od cesarza, znowu salwę dano z armaty wszytkiej, a trzeci i czwarty raz minąwszy Galatę w półmilu, minąwszy pałac i ogród Nassuff pasze, gdzie już noclegiem stanęli. W nocy zaś, jako nam chrześcijanie powiedali, wracali się Turcy do Stambołu z galer, których w dzień dla aparecyjej i liczby wypędzono było z kromów i warsztatów. Zajeżdżał i cesarz sam incognito z matką (wezer wprzód galerą swoją zieloną albo kaikiem wielkim) do ogrodu jednego dla przypatrzenia się każdej z osobna galerze i inszym statkom. Wszytkie ze spodu czarno, a ku wierschowi różnemi farbami malowane były te naves, wiosła nawet, do których niewolnicy niebożęta naszej krwi i nacyjej nawięcej, ciężko przykowani robili nago niektórzy, co nam też po tej rekreacyjej serca trapiło i oczy smęciło na ten ich rozkosz patrząc.

O dwunastej na półzegarzu w południe samo wysiedliśmy do pałacu i ogrodu Nassuff pasze, kosztem wielkiem zbudowanego po wszytkich pokojach i ścianach farfurowych usłane odbicia i wezgłowia drogo haftowane, jedwabne kobierce, na salach i alkierzach fontany, gdzie sołtana żona jego, absens na ten czas, przemieszkiwała.

Zjadszy obiad z ochoty pana rezydenta, puściliśmy się morzem ku Czarnej Wieży, w której jm. pan krakowski, hetman nasz dzisiejszy wielki, siedział dwie lecie niemal, a z niem Żółkiewski Łukasz, Ferensbach i książę Korecki, który tamże udawiony. Spłynęliśmy potym na Szkuder, w Azyjej leżący, i wysiedli do pałacu cesarskiego, który nieboszczyk Amurat gwoli delicyjom swoim zbudował; ogrody, fontany, pokoje kosztowne, ściany farfurowe, z których wody leviter defluunt i sen przywodzą, sadzawki różne, wyższe i niższe, łóżnice, łaźnie cesarskie do podziwienia, alkierze szklane i insze vanitates. Z Azyjej ujrzawszy po lewej ręce Calcedomian, gdzie główne concilia bywały i na których papieże rezydowali, płynęliśmy mimo sam cesarski pałac cyprysowy, mimo same jego galeryje dolne, aż do gospody pana rezydenta, gdzie na konia wsiadszy, powróciłem do domu swego.

24 aprilis – wtorek

Bekier pasza z Rhodos przypłynął Białem Morzem w piętnastu galerach. Przywitał cesarza z dział i stem tysięcy talerów, a cesarz jego kaftanem. Nazajutrz przyszła wiadomość, że Persowie zabili wezera swego wielkiego Serchiana o to, że Amuratowi poddał Babilon i z faworu dla zawarcia pakt do nowego cesarza do Stambułu posła wyprawował. Przyniesiono i to, że Turcy in praesidio tamże będący, nad któremi Derwisz pasza starszem, buntują się skrycie dla uław zatrzymanych i głodu.

26 aprilis – czwartek

Z południa zaraz byłem na pierwszej audyjencyjej u Mustafa pasze, wezera wielkiego. Po przywitaniu oddałem kredens. Częstował stołkiem haftowanym na czerwonym aksamicie, potym serbetem, na ostatek 20 kaftanów przynieść i na 20 osób, przyjaciół i sług moich, włożyć kazał. Na ten czas witano tylko i ceremonije były. Potym we cztery godziny powróciłem do domu. Nazajutrz rezydent cesarza chrześcijańskiego witał mię i na obiad został.

28 aprilis – sobota

Listy do K. J. Mci i inszych posłałem na sejm przez Siedmiogrodzką Ziemię. Tegoż dnia poszło dziesięć galer na Czarne Morze dla języka, to jest pięć pod Ozow, a drugie pięć pod Oczaków; z ostatkiem Deli Ussaim pasza zatrzymał się na brzegu od Konstantynopola.

29 aprilis – niedziela

W niedzielę więźniowie niebożęta z galer byli u mnie prosząc ratunku z oków, panowie Lisakowski, Żamicki, Górski, Brzeżański, Kuźmiński i insi z galer białomorskich. Nazajutrz znowu drudzy z inszych czarnomorskich galer.

Wielka Legacja Wojciecha Mias(t)kowskiego 20 martii – 5 aprilis

20 martii – wtorek

Cieplejszem dniem, dobrą i równą drogą prowadzieła mię chorągiew jazdy. W drodze potkałem się z Constanem, bratem hetmana przeszłego wołoskiego, indygeny naszego, który to niemało nowin powiedział o śmierci króla perskiego i chana tatarskiego. W pół drogi zaszło mi siedm chorągwi ludzi dobrych z panem Pilarem, nawyszym ekonomem multańskim. Przebywszy w bród rzekę niemałą, bystrą Buzową, stanęliśmy w miasteczku Buzowie.

21 martii – środa

Dla zdrowia mego niesposobnego wytknęliśmy tamże posłów multańskich traktując. Także i nazajutrz tamże zamieszkaliśmy dla wielkiego wiatru i srogiej zawieruchy śnieżnej.

23 martii – piątek

Wyprowadziła nas chorągiew Kozaków w dobrą milę. Śniegi co dalej, to większe. Przebywałem rzekę Krykow, nad którą czekały mię siedm chorągwi jazdy. Przyśliśmy znowu do drugiej rzeki Prawowa nazwanej; z pracą i niebezpieczeństwem przez nię przeprawa w bród, głęboka i bystra barzo tak, że i wozy niektóre w pół zabierała, lubo jezda multańska impet na sobie trzymała. Za rzeką piechota stała, która nas aż do Gierlice prowadzieła na nocleg 5 mil multańskich.

24 martii – sobota

Z Gierlice mrozem dobrym tak, że i ptastwo zmarzłe zbierała czeladź w lesiech. W pół drogi rzekę Sałowicze dobrym mostem przebyliśmy. W pół mili przed Bukoreszotem, stolicą multańską, druga siedm chorągwi jezdy i ósma piechoty zaszła mi drogę.

25 martii – niedziela

W Bukoreszcie, stolicy multańskiej, stanąłem. Pan Kluczary z panem Starzawskim od hospodara z Targowice listy mi oddali i witali z łogofetem i z Giormem kapitanem.

26 martii – poniedziałek

Tamże dla nabożeństwa w kościółku tamecznym w dzień Annuntiationis Beatae Mariae Virgini. Manastyr kosztowny Raduła hospodara, zamek murowany. Rzeka Dębowica środkiem miasta idzie. Achmet aga z Konstantynopola do hospodara minął po haracz. Tamże kilka dni zmieszkałem dla scyjatyki, która mię trapieła.

30 martii – piątek

Oddawszy listów kilka fascykułów Ormianom kamienieckim, wyjachałem z Bukoresztu. Wyprowadzało mię daleko w pole 10 chorągwi jazdy dobrej i piechoty drugie 10 chorągwi. Nocleg w wiosce Ciorani za pięć mil, któreśmy dziesięć godzin całym jednem cugiem jachali.

31 martii – sobota

Dzień chłodny, piękną równiną dwie rzeki przejachawszy, ukazało się nam jezioro wielkie barzo i rzeki albo raczej odnogi szerokie, które z Dunaju wyszły. Nocleg w wiosce Werszezie za trzy mile.

1 aprilis – niedziela

Niedziela kwietna. Dzień wesoły, pogodny, z lekkiem wiatrem. W mili przez pustą wioskę przejachawszy, przyszliśmy do mostu długiego w Multańskiej Ziemi jeszcze i dobrego przez rzekę albo raczej odnogę Dunaju, u którego straż multańska armatno stała. Potym cztery mosty przebywszy, stanąłem u brzegu Dunaju o ośmnastej godzinie. Wiatr wszytek zarazem ucichł tak, że nigdy spokojniejszy Dunaj być nie może. Wsiadłem w czajkę, która mię z Turczynem kapitanem pod chorągwią czerwoną czekała, i przebyłem prędzej, niżeli za ćwierć godziny, Dunaj pod sam sylistryjski zamek, od Greków jeszcze quondam murowany. Wozy jednak z końmi przeprawowały się za mną, od południa począwszy, aż godzinę w noc przyszły ostatnie do dworu wczesnego i przestronnego z zamku mi naznaczonego, gdzie już i żywnością przystojną opatrzono. Tamże i drugie dwa dni strawiłem na ceremonijach z Turkami. Muzyki różne były do uprzykrzenia szkatule. Dydyńska Polka syna, grzecznego i strojnego z Turczynem spłodzonego, przysłała witać nas i poznawać.

4 aprilis – środa

Ruszyłem z Sylistryjskiej dniem pogodnem, mszej świętej w polu przy karocy wysłuchawszy. Nocowałem za trzy mile we wsi bułgarskiej, Aflatlar zwanej. Żywności mi odtąd nie dawano do samego Konstantynopola; wszytko za pieniądze kupować przyszło, czego czaus pijanica był przyczyną.

5 aprilis – czwartek

Nocleg za sześć mil dobrych u Turczyna we wsi Omurfak. Nazajutrz, to jest w Wielki Piątek, przymrozek dobry, biały i cały dzień zimny. Nocleg za trzy mile we wsi Artakoj.

Wielka Legacja Wojciecha Mias(t)kowskiego 15-19 martii – czwartek/poniedziałek

W końcu udało się odnaleźć książkę, więc spieszę z nadrabianiem relacji z podróży naszego Jegomości Posła, a wydarzyło się coś niespodziewanego właśnie dnia marca dziewiętnastego 😉

15 martii – czwartek

W Berładzie, nad rzeką tymże imieniem zwaną. Dzień ciepły, pogodny, droga dobra, trawa się dobywa. Tu w nocy ks. pleban Wyznański, kapelan mój, czworo dzieci okrzcieł. Nazajutrz w Tekuci, mil cztery nad tąż rzeką Berładą. Czaus turecki z Konstantynopola bieżał do hospodara dając znać, że Halil, pasza sylistryjski, manżułowany, a na jego miejsce Ipsir pasza naznaczony.

17 martii – sobota

W mili od Tekuci spuściliśmy się z góry na dół nad rzekę Seret, którą trzy godziny przebywaliśmy promem, na czółnach zbudowanym. W drodze jadąc w lewej ręce była mogiła wysoka, w polu usypana in memoriam wesela, które Raduł hospodar wołoski synowi swemu przed kilkąnastą lat sprawował w wielkiej magnificencyjej na tym miejscu. W mili znowu przejachaliśmy drugą rzekę Pudno. We czterech milach stanąłem w miasteczku Foksanach nad rzeką Milkomatem (która środkiem miasteczka idąc dzieli Wołoską Ziemię z Multańską) wdzięcznie przyjęty od namiestników Matwieja, wojewody multańskiego. Dzień chłodny, bo z gór multańskich śniegami okrytych zimny wiatr powiewał.

18 martii – niedziela

W Niedzielę Śródpostną w nocy śnieg niemały spadł tak, że okrył ziemię. Przyszedł mi respons od hospodara multańskiego i pan Giorma, kapitan jego, przybiegł ochotę pana swego opowiedając. Chciał i sam hospodar z Targowice zbieżeć do Gierlice albo do Bukaresztu, ale napisał dysswadując, aby się zatrzymał dla suspicyjej od Turków i niewczasu jego jako podeszłego w leciech, a zwłaszcza że i od nowego pana z Stambułu chorągwie jeszcze nie ma. Tu dwie rocie kozackie zaszły mi i prowadziły do Rybnika.

19 martii – poniedziałek

Mróz niemały z zimnem wiatrem zatrzymał mię tamże w Rybniku, gdziem lekarstwa zażył dla scyjatyki, która mi była prawą biodrę i nogę odjęła tak, żem trzy niedziele na nię postąpić nie mógł z bólem i niewczasem moim. Odprawiełem ks. franciszkana do Targowice z listami do hospodara. Odprawiełem ks. franciszkana do Targowice z listami do hospodara. Tamże trzęsienie ziemie circa vigesimam horam; twierdzili drudzy, że trzy razy tego dnia było.