Gość specjalny doktor Radosław Sikora

Podchodząc bardzo poważnie do swej misji dziennikarza-blogera, podtrzymując formę bloga jako zarejestrowanego tytułu prasowego (miesięcznika), poprosiłem o spotkanie jakże słynnego w gronie miłośników historii Rzeczypospolitej Obojga Narodów i staropolskiej wojskowości doktora Radosława Sikorę, autora wielu ciekawych publikacji, w tym najnowszej z nich pt. „Husaria. Duma polskiego oręża”. Jakże wielką radość sprawił mi pan doktor odpowiadając pozytywnie na me zapytanie. Wstępnie myślałem o udostępnieniu wywiadu w formie wideo lub audio, jednakoż warunki na szybko zaaranżowanego spotkania sprawiły, że najodpowiedniejsza okazała pisemna relacja z naszej rozmowy. Pierwsza odsłona wywiadu skupia się na temacie rocznicy bitwy pod Kłuszynem oraz wojny polsko-rosyjskiej lat 1609-1618 zakończonej rozejmem w Dywilnie, który wszedł w życie w 1619 roku, zaś w następnych wpisach zamierzam opublikować dalsze części wywiadu dotykające kwestii społeczno-politycznych dawnej Rzeczypospolitej, w tym roli stanu szlacheckiego oraz dyskusja na temat Kozaków i wpływu kwestii kozackiej na dzieje kraju naszych przodków.

W lipcowym numerze załączam także krótkie post scriptum do filmów o konnym łucznictwie, w którym rozmawiam z młodym miłośnikiem jeździectwa i łucznictwa Pawłem Danowskim. Tacy młodzieńcy jak Paweł dobrze rokują na przyszłość. Publikując nasz krótki wywiad pragnę okazać podziw dla zamiłowania Pawła do jakże wymagającego i niosącego ryzyko kontuzji jeździectwa. Niech będzie on przykładem dla swych rówieśników jak można spożytkować swe młodzieńcze lata.

Nie przedłużając, niniejszym zapraszam do lektury wywiadu z doktorem Radosławem Sikorą.

Kamil Nowak DzikiePola.com: Spotykamy się dzisiaj z doktorem Radosławem Sikorą, w dniu 4 lipca 2019 r., czyli w 409. rocznicę słynnej bitwy pod Kłuszynem. Czy to ważna rocznica panie doktorze, czy warto o niej pamiętać, czego możemy się nauczyć przy okazji tej rocznicy?

Doktor Radosław Sikora: Dla mnie to bardzo ważna rocznica, napisałem wszakże książkę na ten temat. Warto o tej bitwie pamiętać, ponieważ była to jedna z najciekawszych bitew w historii Polski, zwycięska bitwa o dużej doniosłości, po której Polacy wkroczyli do Moskwy. Polski królewicz Władysław Waza został obrany władcą Moskali zwanym u nas wielkim księciem moskiewskim, a w Moskwie carem. Przez dwa lata byliśmy w Moskwie. Generalnie wojnę, która zaczęła się w 1609 roku wygraliśmy, a zatem krótko mówiąc same sukcesy, warto więc o takich rzeczach pamiętać.

KN: Jak to się stało, że taka mała grupa ludzi potrafi zdominować tak wielką terytorialnie Rosję, a dwa lata później potem przegrywa? Czy to problem pychy zdobywców, czy brak jasnego politycznego planu na zagospodarowanie zajęcia Moskwy? Ja zawsze odbierałem niepowodzenie trwałego osadzenia Władysława Wazy i związania unią Rosji jako porażkę polskiej polityki zagranicznej na wschodzie, dlaczego pańskim zdaniem to się nie udało?

RS: Od razu sprostuję, że tam nie było porażki panie redaktorze. Zajęcie Moskwy to był tak właściwie efekt niezamierzony. Zamierzonym efektem było zdobycie Smoleńska i ziem utraconych przez Wielkie Księstwo Litewskie w 1514 roku, a to się w pełni udało. Odzyskaliśmy Smoleńsk i ziemie wokół niego o powierzchni około 75 tysięcy kilometrów kwadratowych, czyli tyle co niemal jedna czwarta terytorium dzisiejszej Polski! A że niejako „mimochodem” zdobyliśmy sobie Moskwę, przy okazji królewicz Władysław Waza został obrany tymże naszym wielkim księciem moskiewskim, to taki „bonusik”.

KN: Teraz rozumiem, czyli nie było celem tej wojny zdobycie władzy w Moskwie.

RS: Wyjaśnię z czego w ogóle ta wojna się wzięła. Wbrew wcześniejszym układom i porozumieniom z Wielkim Księstwem Moskiewskim, władca Moskwy Wasyl Szujski zawarł ze Szwedami porozumienie skierowanem ostrzem w naszą Rzeczpospolitą. Jako państwo poważne zareagowaliśmy na to odpowiednio. Zygmunt III Waza król polski i wielki książę litewski zebrał armię, ruszył na Wschód, a jego celem podstawowym było odzyskanie ziem utraconych prawie sto lat wcześniej oraz rozerwanie tego sojuszu moskiewsko-szwedzkiego i to wszystko się udało.

KN: Jak zatem doszło do zdobycia Moskwy?

RS: To wyniknęło z tego, że Moskwicini tudzież Moskwa (trochę później weszła do użytku wersja „Moskal”, a nie nazywaliśmy ich też jeszcze wtedy mianem „Rosjan”) zaczęli gromadzić armię, która miała pójść na odsiecz Smoleńskowi. Armia ta wyszła z Moskwy idąc przez Możajsk w kierunku Smoleńska. Żeby nie czekać na nadchodzącą z odsieczą wrogą armię, Zygmunt III wysłał jej na spotkanie armię pod dowództwem hetmana polnego Stanisława Żółkiewskiego. Tak skutecznie się spotkali, że ich pobili, rozbili i przejęli wojska cudzoziemskie walczące po stronie Moskwicinów, a potem razem z nimi wparadowali do Moskwy.

KN: Czyli rzeczywiście „przypadkiem” lub raczej „przy okazji” wpadła ta Moskwa w ręce Polaków. Czy nie było zatem jakiejś szansy na wypracowanie planu zagospodarowania tak spektakularnego sukcesu jak zdobycie stolicy przeciwnika i obranie królewicza polskiego władcą państwa moskiewskiego?

RS: Nie to było celem gdy zaczynała się ta wojna. Hetman Żółkiewski co prawda dogadywał się z moskiewskimi bojarami, to bojarzy nas do tej Moskwy wpuścili, to nie tak, że musieliśmy ją zdobywać siłą. Oczywiście nie wpuściliby nas gdyby nie to, że wcześniej przegrali w polu. Przegrana bitwa spowodowała, że nabrali chęci do rozmowy z nami. Dogadali się z Żółkiewskim na tej zasadzie, że Władysław Waza zostaje ich carem, tylko że w tym porozumieniu był jeden taki punkcik, o który to wszystko się rozbiło, a mianowicie Władysław Waza miałby porzucić katolicyzm i przyjąć wyznanie prawosławne. Warunek ten Żółkiewski zaakceptował bez porozumienia z królem – co trzeba mocno podkreślić, a ten warunek mocno nie podobał się monarsze. Z drugiej strony trzeba też zrozumieć Zygmunta III Wazę, gdyż jego syn Władysław miał wówczas dopiero piętnaście lat. Taki młodzieniec bez doświadczenia politycznego, w zupełnie obcym państwie, gdzie władców często po prostu mordowano w toku politycznych intryg, długo by w Moskwie zapewne nie porządził. Król Zygmunt III słusznie bał się o swego syna, a do tego dochodziły te niekonsultowane z nim warunki porozumienia, w szczególności ten wspomniany głoszący, że Władysław miałby porzucić wiarę jedyną, świętą, katolicką. Nie może zatem dziwić, że król swego syna do Moskwy nie wysłał. Kiedy Władysław Waza do Moskwy nie przyjechał, a Żółkiewski opuścił Moskwę po mniej więcej miesiącu od wkroczenia do niej, zaczęły się w Moskwie dziać różne dziwne rzeczy… Polska załoga zaczęła tam „troszkę” bardziej dokazywać, co zostało przez lokalną propagadnę bardzo mocno rozdmuchane, a zwłaszcza przez miejscowego patriarchę. Zaczęto wówczas organizować opór w dużej części państwa moskiewskiego poza zasięgiem polskiej władzy. Najpierw jedno opołoczenie, czyli po polsku pospolite ruszenie, podeszło pod Moskwę i choć jemu się nie udało, to następnemu już tak i po dwóch latach nas stamtąd wyrzucili.

KN: Czy nie można zatem było znowu rozbić tych moskiewskich wojsk w polu tak jak pod Kłuszynem?

RS: No tym razem mieliśmy trochę pecha. Hetman wielki litewski Jan Karol Chodkiewicz, który w 1612 roku próbował przyjść z odsieczą polsko-litewskiej załodze Moskwy tym razem przegrał, trochę zrządzeniem przypadku.

KN: Czy porażka tej odsieczy nie wynikała z nieopłacenia wojsk?

RS: To był stały problem Rzeczypospolitej w tamtym okresie, takie tło epoki, ten czynnik niczym nowym nie był.

KN: Czyli zatem nasza szlachta nie była aż tak zmotywowana do walki za Polskę, by iść na zagraniczne kampanie wojenne i zdobyć Moskwę dla polsko-litewskiej monarchii z pobudek patriotycznych nie bacząc na pienądze?

RS: Zacznijmy od tego, że oni o Polskę to raczej nie walczyli w Moskwie. Oni walczyli dla własnych korzyści. Polska była daleko, to nie była obrona polskiej ziemi. To nawet nie było odzyskiwanie polskiej, czy litewskiej ziemi. Smoleńsk jak już go odzyskaliśmy, został przyłączony do Wielkiego Księstwa Litewskiego, które go utraciło w 1514 roku. Powiedzmy też sobie szczerze: Zygmunt III idąc na tę wojnę nie uzyskał zgody Sejmu, który choć się nie sprzeciwił, zgody także swej nie dał. A brak zgody Sejmu oznaczał brak pieniędzy na wojnę, więc król zaczął tę wojnę od razu z wielkimi długami. W trakcie tej wojny zaczęto obiecywać wojskom – zaciężnym wojskom polskim, które wcześniej walczyły w Wielkim Księstwie Moskiewskim podczas dymitriad w wojskach władców nazwanych później pierwszym i drugim Dymitrem Samozwańcem. To byli zwykli żołdacy, którzy robili to dla pieniędzy, więc przeciągano ich na stronę Zygmunta III Wazy obiecując im zapłatę, w tym także pokrycie zobowiązań jakie wobec nich zaciągnęli wcześniej ci Dymitrowie. Długi narastały błyskawicznie, aż w pewnym momencie doszło do serii konfederacji. Żołnierze stwierdzili „dobra, jesteśmy tutaj już te cztery, a nawet pięć lat prawie, czas by ktoś zaczął nam za to płacić”. Wówczas trzeba było zwołać Sejm, zorganizować pieniądze, co się w końcu udało, ale te konfederacje zdążyły już mocno wygasić działania wojenne po 1614 roku. Tak czy siak, całą wojnę wygraliśmy, bo po trzyletnim okresie marazmu wyruszyła jeszcze druga wyprawa na czele z Władysławem Wazą po obiecany mu moskiewski tron – Moskale przysięgali przecież polskiemu królewiczowi wierność i posłuszeństwo. Władysław Waza wyruszył ze swymi wojskami w 1617 roku, by w 1618 dotrzeć pod Moskwę, choć tym razem, z powodu zdrady kilku żołnierzy, którzy zdezerterowali i przeszli na stronę przeciwnika ostrzegając oblężonych Moskali o planowanym szturmie, nie udało się jej zdobyć

KN: Kto był tym zdrajcą?

RS: Było to kilku żołnierzy cudzoziemskich. Tak czy owak, doszło w końcu do ugody, bo Moskalom też już wtedy było ciężko, woleli się porozumieć z nami niż toczyć tę wojnę w nieskończoność, zwłaszcza, że im pustoszyliśmy po raz kolejny państwo.

KN: Dziękuję panie doktorze. Mamy już zatem generalny obraz tamtego konfliktu. Pewien mój kompan z grona historycznych rekonstruktorów, miłośnik tematyki litewskiej i białoruskiej, poprosił bym zapytał jakie były propocje udziału wojsk z Korony Polskiej i z Wielkiego Księstwa Litewskiego w wojnie polsko-rosyjskiej 1609-1618.

RS: Zależy od etapu tej wojny. Gdy się wszystko zaczynało więcej trochę było Polaków. W armii Żółkiewskiego, który ruszył w stronę Kłuszyna byli generalnie Koroniarze, sprawdziłem to co do chorągwi. Tam chorągwi litewskich w ogóle nie było, ale później do samej Moskwy przyszedł Gosiewski z Litwinami, tak że wszystko zależy od konkretnego etapu wojny i tego co rozpatrujemy – czy pod Smoleńskiem, czy w samej Moskwie, czy jeszcze gdzie indziej.

KN: Dziękuję bardzo. Teraz pozwoli pan doktor, że jako redaktor bloga o nazwie nomen omen „Dzikie Pola” zapytam o rolę tej specyficznej, żyjącej na pograniczu państw i kontestującej feudalny ład społeczno-ekonomiczny, społeczności Kozaków w omawianej przez nas wojnie.

RS: W omawianej wojnie z lat 1609-1618 udział brało sporo Kozaków. Na przykład w szturmie Moskwy w 1618 roku uczestniczyło około 20 tysięcy Kozaków, czyli więcej niż liczyła armia polska pod murami oblężonego miasta, a zatem udział ten był wtedy znaczący. Mimo, że jak mówiłem wcześniej choć szturm się nie udał, to sama obecność Kozaków, to że chodzili oni po państwie moskiewskim wzdłuż i wszerz pustosząc je i plądrując, też miała duże znaczenie, bo po prostu skłaniało to Moskali do szukania porozumienia z polskim królem.

Wcześniej było różnie, od początku wojny Kozacy byli obecni na terytorium państwa moskiewskiego w sporych liczbach, buszowali po jego terytorium, choć nie zawsze działając na korzyść Zygmunta III. W kampanii kłuszyńskiej brało ich udział kilka tysięcy, a choć pod samym Kłuszynem było ich tylko 400 – Kozaków z okolic Pochrebyszcza, zwanych stąd pochrebiszczanami, to byli też Kozacy pod Carowym Zajmiszczem, gdzie zostawiliśmy korpus blokujący armię moskiewską, w którym obecnych było kilka tysięcy Kozaków. Tak że Kozacy oddali spore zasługi podczas tej wojny.

KN: Dziękuję panie doktorze za te odpowiedzi. W dalszej części rozmowy chciałbym przejść do kwestii bardziej ogólnych dotyczących nie tylko wojskowości, ale także zagadnień społeczno-gospodarczych, pozycji w państwie szlachty oraz roli Kozaków.

DRUGA CZĘŚĆ WYWIADU JUŻ WKRÓTCE

Moje pierwsze spotkanie z doktorem Radosławem Sikorą w Malborku 18 marca 2019 roku
Małe post scriptum do tematyki konnego łucznictwa, fajnie gdyby więcej młodzieży tak się garnęło do koni