Dziady na Litwie spędzamy

Minęły dwa miesiące, a miesięcznik przystanął, spieszę zatem z podróżą w czasie publikując z listopada wpis na wrzesień i październik. Na czas Dziadów i Wszystkich Świętych trafiłem w postowiecki świat, do Republiki Białoruś, gdzie wizytując rodzinne strony mych przodków i obserwując postowiecki świat absurdu w nastrój pełen refleksji egzystencjalno-historyczno-filozoficznych popadłem. I tak też w pytanie jakże ważne, a niebezpieczne się zagłębiłem: Szaleństwo, normalność, co wyznacza granicę między nimi, co je definiuje? Co pisać, żeby nie być banalnym, ale też żeby nie popaść w skrajne egzaltowane wywody i zrozumianym być dobrze przez czytelnika?

Miałem pisać mądre rzeczy na blog, ale chyba przez swój perfekcjonizm co bym nie chciał napisać, wydaje mi się zbyt banalne. Filmy też bym chciał kręcić idealne, przez co mało co w ogóle ich powstaje. Czasem myślę, że może lepiej wypuszczać lada jakie szalone treści, byleby w ogóle cokolwiek było? 😉 Przeczytawszy przepis na omlet z winem taki otoż filmik spreprarowałem. Komuś się kiedyś może tego typu dzieła spodobają, tak jak Van Gogha twórczość lata po jego śmierci (jestem świeżo po filmie o tym malarzu, w szpitalu dla obłąkanych nie raz i nie dwa lądował…).

Na żadne inne nagrania nie miał ja czasu, za groszem biegał, wyprowadził się z mieszkania, poleciał do Kitaju dalekiego zarabiać pieniądze, a potem z biznesowym partnerem poleciał do Białorusi na dni kilka w sprawach służbowych. Ech ci Kitajcy, działają szybko, z punktu widzenia białego człowieka bez planu, jak w gorącej wodzie kąpani, ale może w ich szaleństwie jest metoda? W końcu to u nich jeździ super szybka kolej, a nie u nas. Tylko czy ten szaleńczy pęd jest komukolwiek do szczęścia potrzebny?

Tak czy owak, dzięki Kitajcowi owemu mogłem odwiedzić wreszczie krainę mych przodków, ziemie dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Dzięki Kitajcowi opętanemu szaleńczym pędem za groszem, owładniętemu wizją konstruowania robotów rodem z filmów i gier science-fiction, mogłem w Mińsku odwiedzić księgarnię i kupić książek kilka, w tym “Ostatnie Życzenie” Andrzeja Sapkowskiego po białorusku. Bom maniak nauki języków, a szczególnym sentymentem języki naszej Rzeczypospolitej darzę.

Wielkie Księstwo Litewskie, ile tak naprawdę wiemy o tej części Rzeczypospolitej? Czyż nie zbyt łatwo równamy ją, utożsamiamy z Polską? Gdy mówimy w Polsce o „Potopie” szwedzkim, czy ktoś tak naprawdę zwraca uwagę na to co było „krwawym Potopem” dla Wielkiego Księstwa Litewskiego? Ileż to lat minęło od napisania przez Sienkiewicza „Potopu” i jego ekranizacji przez Hoffmana, a nikt się nie podjął na poważnie krytycznej polemiki i odkłamania historii? Niechaj zatem ja, po wizycie w zamku radziwiłłowskim w Nieświeżu i lekturze ksiąg wielu, zwrócę uwagę na spraw kilka.

Może najpierw banalne kwestie z filmu „Potop”. Janusz i Bogusław Radziwiłł, zagrani kolejno przez Władysława Hańczę i Leszka Teleszyńskiego. Pierwszy aktor miał w roku premiery filmu (1974 r.) 69, a drugi 27 lat. A czy wiecie w jakim wieku w 1655 roku były zagrane przez nich prawdziwe historyczne postaci? Otóż kolejno 43 i 35 lat, różniło ich zaledwie osiem, a nie ponad 40 lat! Obaj mężczyźni w sile wieku, podczas gdy filmowy i książkowy Janusz wychodzi na styranego życiem starszego pana. Znany z popkultury Janusz Radziwiłł umiera na astmę, a kto wie jak było z prawdziwym? Otóż wszystko wskazuje na to, że został otruty. Przez kogo? Można się jeno domyślać…

Dlaczego Janusz Radziwiłł przystąpił do Szwedów? Kto zdaje sobie sprawę, że w momencie jego przejścia do obozu szwedzkiego większa część Wielkiego Księstwa Litewskiego była pod okupacją Moskali? Od 1654 roku trwała krwawa wojna z Moskwą będąca kontynuacją powstania Chmielnickiego, ba! nawet Wilno zostało przez moskiewskich najeźdzców spalone w 1655 i już nigdy nie podniosło się do dawnej chwały. Wróg u bram, ratunku od króla Jana Kazimierza nie ma co oczekiwać, cóż miał wonczas czynić hetman? Jeszcze do tego jako protestant mógł odczuwać coraz mniej sprzyjającą niekatolikom atmosferę polityczną. Czyż nie był on po prostu bohaterem tragicznym, który zasługuje na nową literacką odsłonę swych losów, odkłamaną po czasach rosyjskiej i sowieckiej cenzury? Proszę bardzo oto mapa Rzeczypospolitej w dobie Potopu, nie szwedzkiego, ale szwedzko-moskiewsko-kozackiego.

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/6/63/Rzeczpospolita_Potop.png?fbclid=IwAR1rZ8QkD2h-7H6Xh96ddwbD7JVIJ44tgQsX5Ow2__s1_z8AmOHjjsszjVs

Szwedzi zadali bardzo duże gospodarcze straty Rzeczypospolitej na okupowanym przez siebie terytorium, nie przeczę, niszczyli z premedytacją różne kopalnie i ośrodki przemysłu, grabili i łupili, ale Moskale i bunty kozackie doprowadziły do równie wielkiego spustoszenia na wschodnich dwóch trzecich terytorium Rzeczypospolitej! O Kozakach jeszcze coś czytelnik i widz kojarzy, ale o Moskalach z reguły nic nie wie w kontekście „Potopu”.

Z kolei Bogusław Radziwiłł, brat stryjeczny Janusza, doczekał się już powieści na swój temat, autorstwa ukraińskiej pisarki Iryny Daniewśkiej, którą posiadam w oryginalnym wydaniu ukraińskim jak również nowym białoruskim! Rozmawiałem z autorką i mówi, że jeszcze nie szukała na polski rynek wydawcy, więc pozostaje mi szlifowanie swych języków wschodniej Rzeczypospolitej, by móc treść książki bliżej czytelnikom mym zreferować.

No właśnie, języki Rzeczypospolitej. Do krwawego Potopu Wielkiego Księstwa Litewskiego ruska mowa dominowała na tym terenie, wciąż jako język urzędowy, jak również jako język życia codziennego. Jednocześnie była to już mowa odmienna od ruskiego z Wielkiego Księstwa Moskiewskiego, a bardziej zbliżona do języka polskiego. Polski, białoruski i ukraiński dzielą ponoć ze sobą 80% słownictwa, to dziedzictwo czasów Rzeczypospolitej i późniejszej porozbiorowej współegzystencji. I nie możemy tego rozumieć tylko jako wpływ polsczyzny na ruszczyznę. Proszę oto link do rekonstrukcji staropolskiej wymowy Bogurodzicy, sprzed czasów unii lubelskiej.

Tamta staropolszczyzna wchodząc w mariaż z ruszczyczną stworzyła nową polską mowę, która nie byłaby tym czym jest bez współżycia przez kilka stuleci z ruskim światem Rzeczypospolitej – pewnie mało kto wie, iż w XVII oficjalnie po polsku mówiło się o Polsce „Polszcza”! Język polski jeszcze do lat 30. XIX wieku był językiem elitarnym miasta Kijowa, czyli prawie 200 lat od jego przejścia pod moskiewskie władanie (w 1648 roku wraz z powstaniem chmielnickiego, ponad 120 lat przed pierwszym rozbiorem)! Z resztą do połowy XIX wieku tereny zabrane Rzeczypospolitej przez Moskali zwane były ni mniej ni więcej ale POLSKIMI GUBERNIAMI. Dopiero w miarę wzniecania przez Polaków kolejnych niepokojów była ta polska swoboda ograniczana, niemniej jednak przeczy to polskiej martyrologii 123 lat niewoli pod zaborami. Tym, co położyło kres polskiej wyraźnej obecności kulturowej na wschodzie aż po Smoleńsk był nie carat, ale rewolucja bolszewicka i kulminacja antypolskiej polityki – akcja polska NKWD w 1937 roku, a potem tragedia drugiej wojny światowej i przesiedlenia ludności po 1945 roku. Pamiętajmy o tym, bo historiografia i program szkolny doby PRL wykrzywił naszą percepcję rzeczywistości tamtych czasów. Dużo więcej swobody miał Polak pod carem i nominalnym królem polskim w Królestwie Polskim i polskich guberniach Imperium Rosyjskiego niż za czasów sterowanej z Moskwy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.

I na koniec, żeby nie było, iż caratu ze mnie obrońca oraz by oburzeni mym niepatriotycznym podejściem czytelnicy nie rzucali na mnie kalumnii – carat winny był śmierci setek tysięcy, a wręcz milionów, młodych mężczyzn, których brał w rekruty, mobilizował do wojska, co oznaczało niemal wyrok śmierci. Ileż to lat miał spędzić taki młodzian w wojsku? Dwadzieścia? Jeśli jeno przeżył, bo najpierw zaczynał swój żywot sołdata od straszliwego prześladowania, bicia, upokarzania, przy którym „fala” we współczesnym Wojsku Polskim za czasów poborowych to dziecinna igraszka. Obity przećwiczony wytresowany rekrut, który przeżył tę męczarnię „unitarki”, był niezwykle cenionym przez władzę żołnierzem. Nie możemy się zatem dziwić narastającemu rewolucyjnemu fermentowi w Imperium Romanowów, ale pamiętajmy tylko, że polskiej kulturze kres na Kresach położył komunizm, a nie carat.

https://superhistoria.pl/dwudziestolecie-miedzywojenne/82494/Wiecej-Polakow-wymordowano-tylko-w-Powstaniu-Warszawskim-Ludobojczy-rozkaz-nr-00485.html?fbclid=IwAR15jz7d6rAeH3uynkS5lxe28RMEs_VIZWAxZMAskH5KOIqPEyq6urYypMY

Dodaj komentarz