W dniach 23-24 listopada 2019 roku odwiedziłem Targi Gra i Zabawa, gdzie miałem przyjemność porozmawiać ze współautorem drugiej edycji „Dzikich Pól: Rzeczypospolitej w ogniu” Arturem Machlowskim. Zapraszam zatem na relację z naszej rozmowy okraszoną kilkoma zdjęciami ze stoiska firmy Cobi, Jegomość Artur służy bowiem teraz na dworze tej zacnej kompaniji jako oficyjer wysokiego szczebla zwany z zagraniczna mianem „Brand Manager” 😉 Z resztą jemu tom podkupił domenę DzikiePola.com, ale po cóż miałby trzymać kilka srok za jeden ogon 😉
Jegomość Artur ARTUT Machlowski niczem hetman wielki koronny komenderujący pancernemi hufcami
I cóż rzekł Jegmość Artur? A no to, że uwielbia klimat Dzikich Pól i Rzeczypospolitej szlacheckiej, że grywa czasami w „Dzikie Pola”, ale nie jest to dlań opłacalna tematyka. Dlatego też w firmie Cobi zajmują się modelami z drugiej wojny światowej, a nie modelami husarii. I tak jak wielce by chciał Jegomość Artur zobaczyć husarię spod sztandaru Cobi, to w tym samym czasie zamiast koników i jeźdzców z kopiami fabryka wyprodukuje modele czołgów niemieckich Tygrys, które zejdą w dwadzieścia razy większym nakładzie niż zeszłaby najwspanialsza formacja kawaleryjska w dziejach ludzkości!
Choć nie husaria, toć wciąż zacna jazda
Zrozumiała zatem jest w pełni polityka firmy Cobi, której fabryka pracuje już i tak pełną parą, fani ich klocków z najdalszych zakątków świata wyczekują nowych modeli czołgów, samolotów, czy okrętów wojennych. Niebawem zwiększyć się mają o 30% moce produkcyjne fabryki klocków, tak dobrze im bowiem idzie interes! A ja prowadząc niesystematycznie blog ten hobbystyczny klepię biedę niczem szarak jakowyś, zamiast jak kniaź klockowy zająć się czymś intratniejszym. Choć w sumie, przecież dla złociszy pozyskania zacząłem się zajmować projektem z dziedziny robotyki z Kitajcami za pan brat 😉
Hufce pancerne wroga budzą podziw
Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak jeno błogosławić i życzyć wszelkiej pomyślności polskiej marce Cobi. Niechaj rosną w siłę, a Jegomości Arturowi żyje się dostatnie! Obyś zbił Mości Arturze magnacką fortunę na klockach, a za zgromadzone złocisze wypuścił kiedyś serię klocków z husarzami, pohańcami, mołojcami i inszemi pludrakami ku uciesze dzieci, jakoż i ojców ich po wsze czasy dziecinnych 😉
Napisać miałem o inspiracji „dniem wczorajszym”, ale widzę po nocnej godzinie, iż zacząć należy trochę inaczej, a zatem jeszcze raz 😉
Dzień przedwczorajszy, we współczesnym polskim języku Międzynarodowym Dniem Kobiet zwany, zainspirował mnie do przyjrzenia się sprawie ewolucji języka, a właściwie zmiany znaczenia i wydźwięku pewnych słów. W polszczyźnie sprzed czterech stuleci nikt nie ośmieliłby się oficjalnie na takie nazwanie święta wypadającego ósmego marca, ba! w Rzeczypospolitej szlacheckiej elita nie dopuściłaby zapewne w ogóle do nadania oficjalnego statusu świętu o komunistycznym rodowodzie (dla tych, którzy nie znają powodu ustanowienia ósmego marca Dniem Kobiet – w 1917 roku tegoż dnia miały miejsce w Rosji kobiece strajki, a już po obaleniu cara władze sowieckie nadały mu status święta państwowego, od 1965 roku wolnego od pracy, choć pierwszymi promotorkami święta kobiet były działaczki Socjalistycznej Partii Ameryki).
No właśnie, cóż zatem oznaczało słowo „kobieta”, o które się tutaj rozchodzi? Co do dokładnej etymologii, jak się okazuje, nie ma pewności, bo na przykład tłumaczenie Aleksandra Brücknera zawarte w Słowniku etymologicznym języka polskiego, jakoby słowo to pochodziło od staropolskiego wyrazu „kob”, czyli „chlewa” i było spokrewnione z „kobyłą” budzi kontrowersje wśród językoznawców. Tak czy owak, źródła poświadczają obraźliwy charakter słowa „kobieta”, choć używane jako obelga było pośród szlachty i mieszczan.
I tak sobie myślę, że słowo „kobieta” przejść mogło swoją ewolucję podobną do wyrazu „chłop”, który był w czasach państwa szlacheckiego również swoistą obelgą, a podobno wywodził się do tego od słowa określającego niewolnika! I tak jak poprzez emancypację ludności wiejskiej w XIX/XX wieku chłop nabrał neutralnego znaczenia do tego stopnia, że Polskie Stronnictwo Ludowe otwarcie mówiło o obronie interesu chłopów, a słowo „kmieć” zupełnie wyszło z użycia, i tak też moim zdaniem było z prostą pospolitą pochodzącą z ludu „kobietą”, która w miarę rozszerzania się polskiej tożsamości ogólnonarodowej na lud (Sarmata rzekłby „o tempora o mores!, gdzie Naród gdzie chamy!?”) wyparła „szlachetniejsze” niegdyś „białogłowy i niewiasty”.
Tak sobie zatem myślę, że słowo „kobieta” bardzo dobrze oddaje ducha pierwszych promotorek tegoż święta, bowiem ma w sobie ten „spracowany po łokcie w pocie czoła” ludowo-robotniczy wydźwięk. I to właśnie ludowe wiejskie konotacje tego słowa, niekoniecznie z jakimkolwiek chlewem powiązane, było samo przez się obrazą dla pań szlachcianek lub nieźle sytuaowanych mieszczanek. Z resztą do dziś negatywny sens zachowała „kobieta” przynajmniej w części dawnej Rzeczypospolitej: południowo-zachodnio-huculskiej części dzisiejszej Ukrainy, bom srogie zdziwienie wywołał u mej przyjaciółki pochodzącej z tamtych stron, gdym rzekł jej podczas naszych studiów w dalekich Chinach, że „kobieta” to właśnie to nasze normalne słowo na płeć piękną.
Ponadto omawiając kwestię „kobiety”, warto zwrócić uwagę na słowo „żona”, które to z ogólnego określenia na dojrzałe osoby płci pięknej, jak to dalej ma miejsce w innych językach słowiańskich (jak choćby w mych ukochanych południowosłowiańskich językach), w polszczyźnie nabrało stricte znaczenia osoby w związku małżeńskim z mężem, który też niegdyś był – nomen omen – po prostu dorosłą osobą płci męskiej. Pomimo tego, w określeniu nazwy płci oraz rodzaju gramatycznego wciąż używamy przymiotnika „żeński”, a określenie „kobiecy” ma zgoła inny subtelniejszy wydźwięk, dajmy na to „kobiecy wdzięk”.
Ciekawa jest też sprawa słowa „wiedźma”, którego historia równie burzliwa jak „kobiety”, tylko że w drugą stronę – od normalnego do obelżywego, ale o niej później. Inne słówka, jakim być może kiedyś poświęcę nieco czasu i atramentu, to na przykład impreza, harce i swawole (jakaż dobrana para!) oraz crème de la crème – tak wulgarny dziś kutas – kto czytał „Pana Tadeusza”, ten wie o czym mowa 😉
Wczoraj byłem w Gdańsku na spotkaniu z Andre Sternem (https://www.andrestern.com/pl/home.html), francuskim pisarzem, muzykiem, kompozytorem… po prostu prawdziwym humanistą, osobą, której poglądy można by streścić jednym cytatem, podobno autorstwa Henryka Sienkiewicza: „prawdziwym powołaniem człowieka jest to tylko, do czego upodobania i zdolności go pociągają”.
Zgadzam się z Andre Sternem i Henrykiem Sienkiewiczem w tej materii. Pełen entuzjazmu podchodzę do mego blogu, rozmawiam o różnych pomysłach na jego rozwój, tematach na wpisy, a nawet video blogu. Widzę gdzie powinienem douczyć się w obsłudze technologii i sprawia mi to radość, bo z wielką radością odbieram możliwość nauczenia się czegoś nowego. Szukam najlepszej wtyczki do włączenia usługi newslettera, przeglądam również inne wtyczki, które mogą okazać się użyteczne.
Dziś idąc za głosem serca w poszukiwaniu inspiracji rozmawiałem z panią doktor Adrianną Adamczyk-Świechowską, wielką znawczynią twórczości i życia Henryka Sienkiewicza (http://sienkiewicz.al.uw.edu.pl/adrianna-adamek-swiechowska). Spotkałem się również z mym przyjacielem operatorem drona, by porozmawiać o pomyśle wyprawy śladami Trylogii, poczynając od relacji z miejsc znanych z kart Ogniem i Mieczem. Mam znajomych na Ukrainie, tytuł bloga to, bądź co bądź, DZIKIE POLA, tym bardziej podróż na dawne wschodnio-południowe rubieże dawnej Reczypospolitej Obojga Narodów i zobaczenie na własne oczy terenu dawnych Dzikich Pól, jest nieuniknione. Swoją drogą obejrzałem wczoraj trailer ukraińskiego filmu pt. „Dzikie Pola” o współczesnych realiach Donbasu, zapowiada się ciekawie.
Tak czy owak, dopóki nie wyruszyłem jeszcze w żadną daleką sentymentalną podróż ku Dzikim Polom, zamierzam wypożyczyć książkę ukraińskiej historyczki pani profesor Natalii Jakowenko o Historii Ukrainy do 1795 roku, odświeżyć wiedzę oraz dowiedzieć się czegoś nowego o Rzeczypospolitej z innej persketywy. Czytałem dobre opinie o tej książce, a że mam u siebie jedną pozycję autorstwa pani Jakowenko, to wierzę tym bardziej pozytywnym recenzjom.
I na koniec przyznaję, że nie wiem jeszcze jak wyjustować ten tekst na blogu, widzę tylko wyrównanie do lewej, środka lub prawej, ale nie zrażam się, może kiedyś znajdę właściwą opcję… Jako miłośnik ciągłych dygresji pewnie bym coś jeszcze dodał, ale muszę kończyć, bo za kwadrans prowadzę zajęcia z języka chińskiego 😉
Początki zabawy w rekonstrukcję historyczną kompletuję już nowy lepszy strój, koszula, wams i pludry uszyte, a w sprawie butów właśnie przesłałem zapytanie